Jeden z Kolegów stwierdził fakt, że niektórzy tak właśnie na starość maja, że sobie biadolą i ja do takich przypadków – niestety - należę. Ale skoro przynajmniej jeden z Kolegów tak twierdzi i specjalnie mu to nie przeszkadza, to jeszcze chyba troszkę pobiadolić sobie mogę? Pocieszające może być jedynie to, że to moje biadolenie dotyczy faktów, które miały miejsce w coraz mniej odległej historii i jeszcze chwila-moment, a opowiastka się skończy, bo w mym tu relacjonowanym, tegorocznym życiu, zrobi się wiosna i lato, a z nim sezon ogrodniczy i wszelkie prace modelarskie pójdą na plan dalszy. Ale to życie się toczyło i np. stwierdziłem, ze skoro powstaje nowy model, to i trzeba by zastosować w nim także nowe rozwiązania sterowniczo-elektroniczne i w związku z tym zamówiłem sobie i kupiłem nową aparaturę wraz z odbiornikiem. Za dosłownie kilka dni to do mnie dojechało i kosztowało tylko nieco ponad 2 stówki, a ponoć parametrami jest też na dosyć przyzwoitym poziomie, wiec fajnie. Takie to było po wyjęciu z paczki:
Załącznik:
a1.6.jpg [ 51.51 KiB | Przeglądane 7905 razy ]
Kiedy był już odbiornik, to i przystąpiłem do montowania tej całej elektroniki. Wypatrzyłem gdzieś także, że są takie spec koszyczki do wkładania i wyjmowania akumulatorów i cztery sztuki, za grosze, sobie kupiłem i tak do dechy przymocowałem:
Załącznik:
a6.jpg [ 82.43 KiB | Przeglądane 7905 razy ]
Tą dechą jest podłoga pierwszej kabiny pilota, daleko z przodu przed orczykiem, co widać na obrazku. Pochwaliłem się tym moim „nowatorskim” rozwiązaniem Koledze Wojtkowi, który natychmiast sprowadził mnie na ziemię i oświecił, że takie koszyczki to i owszem się stosuje, ale np. w autkach RC jeżdżących po ziemi i poruszających się w dwóch wymiarach przestrzennych, a nie w trzech, jak to ma miejsce z modelami latającymi. Na ziemi brak przepływu prądu unieruchamia pojazd i tyle. W powietrzu taki brak zasilania grozi natychmiastową kraksą i rozbiciem modelu, tak więc zalecane jest lutowanie połączeń w pakiecie, co też mój „nadworny lutowniczy” w końcu raczył mi zrobić.
Załącznik:
a7.jpg [ 94.01 KiB | Przeglądane 7905 razy ]
Widać tu także przymocowane do drugiej deski serwo do gazu i zespół zapłonowy do mojej „gwiazdki”.
Myśląc nad tymi wszystkimi mocowaniami, wymyśliłem sobie także „genialne” rozwiązanie, mające w założeniu, amortyzować wibracje silnika, tak, aby nie były one przenoszone bezpośrednio na kadłub, a tym samym i cały model. W „przepastnych zbiorach” moich modelarskich różności znalazłem cztery takie bloki gumowe:
Załącznik:
a1.jpg [ 93.41 KiB | Przeglądane 7905 razy ]
I zaraz też przykręciłem poprzez nie silnik do kadłuba.
Załącznik:
a2.jpg [ 66.01 KiB | Przeglądane 7905 razy ]
Załącznik:
a3.jpg [ 84.66 KiB | Przeglądane 7905 razy ]
Tym rozwiązaniem nie omieszkałem się pochwalić naszemu nieocenionemu Heniowi, który także od razu sprowadził mnie na ziemię. Stwierdził, że on stosuje taką podkładkę gumową w jednym kawałku, najlepiej zrobioną ze starego kawałka górniczego pasa transmisyjnego, na którym urobiony węgiel przewożony jest na zwałowisko, gdzie sobie czeka nieco lepszej koniunktury i wprawia brać górniczą w konsternację, bo tu leży nasz narodowy, ciężko wydobyty, a setkami ton przyjeżdża stale nowy z różnych zagranic. Ale to tak zupełnie na marginesie.
Nie miałem takiego kawałka płaskiej gumy, ale znalazłem sklepik, gdzie dało się kupić 10 cm x 100 cm odcięte z wałka i o grubości 5 mm, co złożone x 3 dawało dokładnie grubość tych bloczków gumowych, które wyżej pokazałem. Więc wyciąłem 3 prostokąty, posmarowałem butaprenem i wkręciłem w imadło:
Załącznik:
a4.jpg [ 89.65 KiB | Przeglądane 7905 razy ]
A po wyschnięciu, obrobiłem tę gumę na kształt i podobieństwo łoża i jednolita podkładka była gotowa.
Załącznik:
a5.jpg [ 82.83 KiB | Przeglądane 7905 razy ]
Było także w kwietniu docieranie mojego silnika. Jest 12-to sekundowy filmik z tego wydarzenia, ale nie wiem, czy uda mi się go tutaj wstawić i czy będzie widać i słychać, jak pracuje. Pochodził silnik prawie godzinę, najpierw powoli , później nieco szybciej, tak na średnich obrotach, a pod koniec tej godziny dałem mu na chwilę pełną „rurę” i wykręcił na tym śmigle , maksymalnie dużym, zalecanym przez producenta , 6800 RPM, co dawało ogromniasty wicher i pozwalało mieć nadzieje, że może faktycznie ten silnik pociągnie /przynajmniej po lotnisku/ tego mojego „cudaka”.
001 v
Po tym docieraniu , okazało się, że mocowanie pozostałych czterech pseudo cylindrów do łoża silnika zupełnie się nie sprawdziło i musiałem wymyślić inne rozwiązanie. Wyciąłem więc najpierw z kartonu jakieś szablony takiej konstrukcji mocujące atrapę bezpośrednio do kadłuba. I tak mi to najpierw wyszło, a zastosowałem blachę stalową , jako to "trzymadło"
Załącznik:
m1.jpg [ 85.61 KiB | Przeglądane 7905 razy ]
Później już to pomalowałem, a także osadzałem imitacje rur dolotowych od gaźnika, oraz rur wydechowych. Z takim skutkiem:
Załącznik:
m2.jpg [ 77.29 KiB | Przeglądane 7905 razy ]
Załącznik:
m3.jpg [ 91.94 KiB | Przeglądane 7905 razy ]
Później już nic się nie działo, a popołudniami odpoczywałem po różnych pracach na moim bujaku, przeważnie w towarzystwie nieodłącznego Edka, gdzie np. czytałem ciekawą książkę o historii powstania i odmianach „Spita”, co raczej trochę nudziło mego kocura.
Załącznik:
spit 1.jpg [ 108.82 KiB | Przeglądane 7905 razy ]
A stan obecny modelu obrazuje ta fotka, chyba zresztą już wcześniej pokazana.
Załącznik:
2.jpg [ 2.06 MiB | Przeglądane 7905 razy ]
Jest cała litania kolejnych prac do wykonania, a to: regulacja wychyleń serw od kierunku i wysokości, odpalenie silnika już na fest przymocowanego do kadłuba, wymiana tej fatalnie zrobionej, za ciężkie pieniądze przepłaconej, „czwórki” na kadłubie i wreszcie zrobienie linkowych napędów do kierunku i wysokości , a wreszcie poskładanie modelu w całość i jakieś próby lotniskowe.
I to by było na tyle. Cd w czasie rzeczywistym, mam nadzieję, że wkrótce nastąpi.