Wstawię Wam jeszcze tego "potwora" trimarana Gitana 17:
Niesamowicie pływają te monstra, ale nie są bardziej sprawne od katamaranów.
Większy ciężar (trzy kadłuby) większe opory, większa powierzchnia zmoczona, ale trimaranem da się popłynąć w jakiś dalszy rejs bo w kadłubie jest trochę miejsca na jakąś kuchnię, jakieś spanie i odpoczynek.
Na katamaranie najwyżej jakiś namiot można sobie postawić na siatce, ale i tak wiatr i fale go zmiotą.
Takie regatowe perełki kosztują krocie, a sprzedać je jest po regatach trudno.
Przytoczę historię Alana Colas'a francuskiego żeglarza, który pływał w załodze Erica Tabarly'ego emerytowanego oficera marynarki francuskiej który na emeryturze spędzał czas ścigając się w przeróżnych regatach.
Na tradycyjne regaty samotników przez Atlantyk (co cztery lata) E.T. wybudował sobie w stoczni francuskiej marynarki aluminiowy trimaran (nowatorska wtedy perełka o osiągach, o których projektant nawet nie marzył)
Wygrał te regaty brawurowo ( nie pamiętam w którym to było roku. Komu to potrzebne to sobie poszuka.) Nazwał go Pen Dick IV, kolejny jego jacht o takiej nazwie.
Po regatach zgłosił go do sprzedaży.
Alana Colas za swoje oszczędności i zbiórkę "po rodzinie" odkupił z wypiekami na twarzy tego Pen Dicka.
Wygrywał na nim potem kilkakrotnie różne regaty, ale postanowił się ustatkować. Trzeba sprzedać Pen Dicka.
Ogłosił przetarg. Zainteresowanie było ogromne. Taki sławny jacht!
Do czasu. Inni regatowcy nie byli zainteresowani, ale została ogromna rzesza "tatusiów" którzy dla córci czy synka chcieli kupić tę perełkę do popływania z kolegami i zaimponowania im. (głównie z USA. )
Niestety, po wejściu na pokład każdy chętny gdy obejrzał wnętrze (kabinę) środkowego kadłuba stwierdzał, że taki jacht nie nadaje się do luksusowego pływania.
Zastrzały z aluminiowych rurek na krzyż wewnątrz kadłuba i inne elementy konstrukcyjne niezbędne dla wytrzymałości, ale nie pożądane i utrudniające poruszanie się wewnątrz zniechęciły chętnych. Trimaran nie dał się sprzedać.
Alan wyruszył wobec tego w rejs dookoła świata.
Skończyły mu się w trakcie rejsu pieniądze, próbował gdzieś zatrudnić się na nauczyciela języka francuskiego, ale jakoś nie dało rady (uprawnienia) jakoś inaczej sobie poradził.
Wypłynął dalej, na Hawajach poznał piękną dziewczynę i zabrał ją do Francji. Wzięli ślub, nazwę Jachtu zmienił na Manruewa (już nie pamiętam co to znaczyło w języku jego żony) Po jakimś czasie znów wypłynął samotnie. Chciał się przewietrzyć?
Na którymś etapie jego wędrówki łączność z nim została utracona.
Szukali, nic nie znaleźli.
Aluminiowa struktura prawdopodobnie rozpadła się w końcu ze zmęczenia.
My modelarze, konstruktorzy i lotnicy coś tam z tego rozumiemy przez analogię.
Ja, kurcze, jakoś czuję się zmęczony od jakiegoś czasu.
Poniżej ten aluminiowy Pen Duick IV, Manruewa.
Załącznik:
1 PenDuick.jpg [ 92.22 KiB | Przeglądane 5949 razy ]
Tu wstawiam to, czego nikomu nie życzę: