Tak właśnie robię.
Zacznę budowę modelu. Później zadecyduję co z nim zrobić. Liczę się z tym, że tego typu model może nie przeżyć upadku, ale stosuję zasadę - jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz.
Moje oba modele mają rozpiętość 410 mm, czyli niewiele.
Kupiłem je tutaj, przy czym Spitfire nie jest już dostępny w ofercie. Spitfire kupiłem z aparaturą, P51 w wersji BNF.
http://germanrc.pl/pl/p/Parkzone-Ultra-Micro-P-51D-Samolot-Mustang-AS3X-BNF/4088Łatwo się je binduje.
Ich zaleta taka, że są niesamowicie lekkie. Lądowanie w zbożu kończy się tym, że model siada na kłosach i nawet nie spada niżej.
Wada - bezwietrzna pogoda, przy większej odległości samolot jest "mało" czytelny i widoczny.
Pierwszy lot chciałem rozpocząć ze startu, jednak szybko zorientowałem się, że koła to raczej atrapy.
Drugi start odbył się już z ręki. Gaz na 3/4 i szybko wysoko, żeby mieć trochę czasu na wyczucie modelu i ewentualne jego wyprowadzenie w przypadku spadania.Tym bardziej, że to był mój pierwszy lot w życiu. Zrobiłem kilka kółeczek i posadziłem "maszynę" na trawce. Ręce trzęsły mi się jak bym 8 godzin ubijał jajka trzepaczką.
Do modelu Spitfire dokupiłem od razu części zamienne - skrzydło, kołpak śmigła, śmigło, ale jak na razie leżą w szufladzie. Później zacząłem głupie eksperymenty (min. prędkość przelotu, min. wysokość, etc, etc) model miał kilka spotkań 3 stopnia z trawnikiem, ale jak na razie model nie wymagał większej naprawy. Raz zgubiłem osłonkę baterii która jest na magnesie.
Generalnie modele kupiłem do nauki i z góry spisałem je na straty.
Tak czy inaczej - czy na takich lotniskach można wziąć kursy latania? Czytałem gdzieś o możliwości sprzęgania aparatur po kablu trener-uczeń, przy czym pewnie jedna z aparatur jest nadrzędną.