No więc było to tak: Sobota, popołudniu, ok. 16.00 pakuję Blizzarda i Proximę II wraz z resztą rupieci do autka. Dorzucam krzesełko turystyczne i butelkę czegoś chłodnego do picia. Po ok. 10-15 min. jestem na "lotnisku". Przyjemny, chłodny wiaterek (3m/s), cumulusy na niebie więc zapowiada się przyjemnie. Poskładałem Proximę, Blizzarda i na pierwszy lot poszły duże skrzydła. 1/2 gazu, wypuszczam model pod wiatra, wyrównuję lot, gaz na max i po ok. 10-15s jestem na jakiś 250m. Uciapierzyłem cztery litery na krzesełku i się bujam od jednego cumulusa do drugiego. Od czasu do czasu winda na silniku i tak przez ponad godzinę. Ustawiam model pod wiatr, wypuszczam klapy i pomalutku ląduję. Za te nieskoszone badyle łubinu cycuś temu podobnego, to bym spółdzielni rolniczej podziękował. Model na ramię, do samochodu i zakładam drugi pakiet. W międzyczasie zadzwonił kolega z pytaniem czy jeszcze latam, bo chce przyjechać ze swoim znajomym, który a nóż a widelec się skusi na to hobby. Ulatniam Proximę z drugim pakietem latam jakieś 15min. i przyjeżdża Piotr ze znajomkiem, prosząc mnie abym polatał Blizzardem, bo to większa atrakcja. Robie dwa, trzy kółeczka, ustawiam Proximę pod wiatr, wypuszczam klapy i pomalutku ląduje. Znowu te cholerne badyle. Przestawiam aparaturę na Blizzarda, sprawdzam czy wszystko chodzi i fruu... EPP poszło w górę. Pokręciłem jakieś tam fikomołki, lot na plecach, beczki, pętle i akumulator zasygnalizował silnikowi game over. Duże kółeczko i lądujemy. Znowu na tych okropnych badylach. Chwilę porozmawiałem z Piotrem i jego znajomym, co, gdzie i jak z tym lataniem i pojechali a ja zostałem z jednym pakietem do Proximy i jednym do Blizzarda. No nic biorę Proximę aby wylatać jej pakiet do końca. Nad skrajem lasu, jakieś 150-200m ode mnie troszkę zaczęło nosić, nie na tyle aby wspiąć się w górę ale na tyle mocno aby nie opadać. Przy mocniejszym przechyleniu na skrzydło naturalnie się ześlizgiwała tracąc wysokość więc zacząłem się kręcić na samym sterze kierunku. Jak już mi się to znudziło postanowiłem przylecić pod nogi i wylądować. Oddaję ster kierunku w drugą stronę, czyli w lewo a Proxima buuu... zero reakcji. No to pomagam jej lotkami i z oporami dało się ją zakręcić. Ustawiam ją na wprost siebie, puszczam drążki na aparaturze a ona za chwilkę delikatnie zakręca w prawo. Kontra sterem kierunku bez reakcji więc znowu lotki (kierunek mam na lewym drążku z gazem a na prawym lotki i wysokość). Udało się ją dowlec do mnie na wysokości 10-12m. (wysokość drzew). Do lądowania pod wiatr muszę skręcić o 270 stopni aby lądowała od mnie. Dłonie mi się spociły, na plecach zacząłem przsiąkać. Szło to bardzo opornie ale prawie się udało. 50cm na ziemią była ustawiona pod wiatr i gdyby nie te ochydne badyle udałoby się ją posadzić prawie płasko a tak... Zahaczyła lewym skrzydłem o badyl i właśnie wtedy zakończyło się lądowanie. Straty niewielkie: złamana dźwignia na pull-pull'u od steru kierunku i winowajca tego zajścia serwo Tower Pro SG 5010, któremu wygładziły się ząbki na jednym z kółeczek. Dokonując oględzin serwo kierunku działało tylko połowicznie, było wstanie pociągnąć linkę do skrętu w prawo i powrócić po pozycji neutrum, dalszy ruch to tylko minimalne drgawki w agonii. Dla odreagowania stresa zapakowałem drugi pakiet do Blizzarda i poćwiczyłem niskie przeloty na plecach. Jakieś 8m nad ziemią - dla mnie to jest już nisko. Serwo które zastąpi wysłużone TP SG 5010 to TP MG 995R już na metalowych trybach.
_________________ Pozdrawiam - Wojciech; POL - 7728 Jantar Themisto; Jantar Magic; Futaba 18SZ FILMY
|